Był sobie chłopiec o imieniu Adrian, był on chory na raka i wiedział, że zostało mu kilka dni życia. Chciał ten czas bardzo dobrze spędzić w gronie znajomych. Na bliskich nie mógł liczyć bo myślał on, że oni go nie kochają i boją się go. Miał pretensje do swojej mamy, że nie potrafi z nim porozmawiać o tej chorobie. Z ojcem był bardzo zżyty, ale przed wykryciem choroby
u chłopca zmarł. Został mu tylko ojczym, z którym nie bardzo się dogadywał.
Coraz bardziej zamartwiał się tym, że dopiero ma 14 lat a musi tak szybko umrzeć.
Co wieczór modlił się do Pana Boga, żeby zaprowadził go do swojego taty kiedy umrze.
Adrian po całym dniu czuł, że wszystko go boli chociaż nic takiego nie robił.
Pewnego dnia zobaczył na sali piękną dziewczynę o imieniu Marysia.
Gdy ją ujrzał od razu się w niej zakochał. Wiedział już, że ma dla kogo żyć.
Okazało się, że dziewczynka jest chora na białaczkę. Chłopiec mimo ostrzeżeń lekarzy wstał
i poszedł do Marysi. Dziewczynka na początku bardzo się przestraszyła a później rozmawiali jak stare dobre małżeństwo. Adrian zapytał się jej czy chciałaby być jego dziewczyną a ona
od razu się zgodziła. Minęło kilka dni, chłopiec bardzo źle się czuł, ale mimo to poszedł do sali gdzie leżała Marysia. Tak naprawdę Adrian nie myślał już o śmierci tylko o szczęściu Marysi, wiedział, że chce być zawsze przy niej i nie może teraz umrzeć, ale jego choroba powoli
go wykańczała. Powiedział dziewczynie, że jest już coraz bardziej słaby i nie ma siły aby do niej przychodzić.
Dziewczynka z wielkim entuzjazmem zaproponowała, że to ona będzie przychodzić do niego. On zgodził się. Minęło 20 minut, Adrian wracał do swojego pokoju, nagle zrobił się blady
i upadł. Uderzył głową o podłogę. Marysia była bardzo zaniepokojona jak usłyszała, że jej ukochany jest w bardzo złym stanie. Teraz to ona modliła się do Boga aby Adrian przeżył. Chłopiec po tym zdarzeniu długo nie mógł dojść do siebie, ale udało mu się.
Pogodził się po jakimś czasie z mamą, a z ojczymem zaczął się dogadywać.
Kilka tygodni później Adrian zmarł. Marysia była wstrząśnięta śmiercią ukochanego.
Chciała, aby on był przy niej a Bóg zabrał go do siebie. Winiła za to pielęgniarki, które nie potrafiły dobrze zająć się chłopcem i z nim porozmawiać. Nie mogła się z tym pogodzić i też chciała umrzeć. Marysia dwa dni po śmierci chłopaka musiała przejść bardzo ważną operację, lekarze myśleli, że operacja się udała. Potem jednak okazało się, że coś poszło nie tak jak powinno być. Coraz gorzej się czuła, miała bardzo wysoką temperaturę, rozmawiała sama
ze sobą, drętwiały jej ręce i nogi, ale ona się tym nie przejmowała, była już tym wszystkim bardzo zmęczona. Chciała jedynie spotkać się z Adrianem. Myśląc o nim zawsze się uśmiechała, lecz na łóżku leżała sztywna tak jakby umierała. Nagle przestała oddychać i była już w całkiem innym świecie. Jej buzia była tak uśmiechnięta jak nigdy dotąd. Z jej uśmiechu można było wywnioskować, że spotkała się z Adrianem i jest szczęśliwa.
Może i Adrian również spotkał się ze swoim tatą, ale tego nikt nigdy się nie dowie. My żyjemy chwilą bo śmierć przychodzi szybko a osoby chore żyją tylko w strachu i niepewności.
Super :) Prawie się popłakałam. Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper, oby tak dalej! :) Masz duży talent
OdpowiedzUsuńPiękne i zarazem dobra opowieść. Tak samo dobra jak i wzruszająca, a poziom twojego pisma jest po prostu niebywały. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuń(To znowu nie ja, Harry)