Hej !
Dzisiaj przychodzę do was z postem dotyczącym prawa jazdy a mianowicie całą historią zdawania. Za którym razem zdałam? Dowiecie się czytając tego posta.
Pewnego dnia zapisałam się na kurs prawa jazdy w szkole Extreme w Legnicy. Oczywiście na samym początku uczyliśmy się teorii, chodziliśmy na wykłady, które miały nas przygotować do egzaminu teoretycznego. Dość mocno angażowałam się i na wykładach i w domu aby zdać teorię za pierwszym razem. Robiłam mnóstwo testów i to pomogło mi tak naprawdę bardziej się przygotować. Testy robiłam co drugi dzień po 100 pytań, tak aby móc też trochę odpocząć i przyswajać wiedzę. Na samym początku nie zdawałam, ale nie martwiłam się tym. Do egzaminu miałam jeszcze dużo czasu. W końcu po zrobieniu ogromnej ilości testów udawało mi się zdawać prawie każdy test.
Przyszedł czas na egzamin teoretyczny wewnętrzny, bo żeby móc iść dalej trzeba zdać egzaminy w szkole. Weszłam do sali, wypełniłam test, byłam tam może z 5 minut, zdałam i czekałam na dalsze instrukcje. W końcu w szkole zostali przydzieleni nam instruktorzy jazdy. Z niecierpliwością czekałam na wiadomość od instruktora. W końcu dostałam smsa czy w tym i tym dniu mogę rozpocząć jazdy. Zgodziłam się i tak zaczęła się moja kolejna przygoda. Nadszedł dzień moich pierwszych jazd, pamiętam że strasznie się stresowałam. Szłam w wyznaczone miejsce z myślą, że wszystko będzie dobrze. Weszłam do samochodu, przedstawiliśmy się sobie a następnie instruktor przeszedł do tłumaczenia różnych zasad, pokazał co i gdzie znajduje się pod maską, wyjaśnił jakie światła są w samochodzie i jakie spełniają rolę. Myślałam że nic z tego nie będę w stanie zapamiętać i faktycznie na samym początku tak było, z czasem wszystko zaczęło wchodzić samo do głowy. Pojechaliśmy w miejsce gdzie nie ma zbyt dużego ruchu aby przyzwyczaić się do prowadzenia samochodu i stopniowo uczyłam się coraz to więcej. Na kolejnych jazdach już tak bardzo się nie stresowałam, po prostu ćwiczyłam, uczyłam się po kolei różnych rzeczy, następnie tego co konkretnie jest na egzaminie. Bardzo bałam się łuku, jednak poćwiczyłam kilka razy i wychodziło mi świetnie, górka również. Oczywiście jeździć tak naprawdę uczymy się jak już zdamy prawo jazdy i jeździmy sami, jesteśmy odpowiedzialni za swoje i cudze życie, nikt za nas nie myśli, jednak jeżdżąc z instruktorem wiemy, że w razie czego on da po hantlach. Wyjeździłam 30h, zdałam egzamin wewnętrzny w szkole za pierwszym razem i zapisałam się na egzamin państwowy. Teoria za pierwszym max pkt. Później egzamin państwowy praktyka, pamiętam, że termin był dopiero miesiąc później. Minął miesiąc, przyszedł czas egzaminu. Egzamin miałam jakoś z rana 9-10, pamiętam że strasznie się stresowałam, to był większy stres niż ten na maturze. Przygotowałam się konkretnie, gdyż były to już czasy koronawirusa. Miałam rękawiczki jednorazowe, maseczkę itd. Do egzaminu podchodziło jeszcze kilka osób. Została zbadana nam temperatura, każdy egzaminator miał przygotowaną kartę i wywoływał po imieniu. Dostałam informacje do którego samochodu mam iść i tak też zrobiłam. Maseczka od początku bardzo mi przeszkadzała, okulary mi parowały tak, że nic nie widziałam, jednak trzeba było je nosić. Samochód był już ustawiony na łuku, wsiadłam, zaczęłam przygotowania do jazdy, siedzenia, zagłówek, lusterka, światła i ruszyłam. Maseczkę sobie delikatnie opuściłam z nosa, jednakże zaraz egzaminator zwrócił mi uwagę. Nie był też zbyt miły, no ale cóż. Zrobiłam łuk, okazało się, że muszę poprawić gdyż, nie wjechałam do końca koperty. Za drugim razem również nie udało mi się zrobić łuku. Cała się trzęsłam, prawie nic nie widziałam bo miałam zaparowane okulary. Kiedy pierwszy raz nie udało mi się zrobić łuku to się załamałam, jeden błąd, drugi i do widzenia. Było mi przykro, pamiętam że jadąc do pracy się rozpłakałam. Zeszły ze mnie wszystkie te emocje, plus doszło rozczarowanie. Trochę popłakałam po czym stwierdziłam " trudno, uda mi się kolejnym razem". Umówiłam się na kolejny egzamin, termin również był na za miesiąc jednak cały czas dzwoniłam i dopytywałam czy zwolniło się jakieś miejsce, po jakoś dwóch tygodniach mogłam przyjść na kolejny egzamin. Tym razem aby nie parowały mi okulary zakupiłam sobie przyłbice, po czym dostałam reprymendę, że mam założyć maseczkę bo przyłbica nie chroni. Kolejny stres, ciężki oddech, zaparowane okulary. Przyznam, że byłam źle nastawiona, miałam tym razem innego egzaminatora, ale cały czas myślałam że to ten sam a do tamtego już mocno się zraziłam. Łuk, wszystko było dobrze do czasu, nie zdałam za pierwszym, ponieważ się nie odwróciłam, a jest to obowiązek. Drugie podejście, wszystko ok, po czym zgasł mi samochód i kolejne do widzenia. Byłam od samego początku źle nastawiona, więc aż tak bardzo się nie zawiodłam jak na początku. Tym razem już nie płakałam. Poszłam zapisać się na kolejny. Termin oczywiście odległy. Przed samym egzaminem wykupiłam sobie jeszcze około 3h. Trzecie podejście do egzaminu. Tym razem udało mi się wyjechać z placu, natomiast oblałam na jednokierunkowych. Zorientowałam się też, że za drugim razem był inny egzaminator, natomiast ten był z tego pierwszego razu. A jak już mówiłam do tamtego mocno się zraziłam po tym jak właściwie na mnie krzyknął, że maseczka ma zakrywać usta i nos. Co z tego, że nic nie widziałam przez zaparowane okulary. Tym razem oblałam na drogach jednokierunkowych. Z nimi nawet na jazdach miałam problemy. Czwarte podejście do egzaminu. Inne myśli w głowie, chociaż przeraziłam się bo w tym dniu spadł śnieg i było bardzo ślisko, ale chociaż mogłam jechać wolniej co dało mi czas na myślenie. Egzaminator również był bardzo sympatyczny, nie taki spięty. Łuk zrobiłam perfekcyjnie, górkę również, wyjechaliśmy na miasto. Totalnie nie pamiętam jakimi drogami jechałam, nawet nie pamiętam tych jednokierunkowych. Byłam już podekscytowana tym, że jeżdżę około 15 minut i wszystko jest ok. Przyjechałam do Word-u i nie wiedziałam co teraz, czy zdałam czy też nie. Egzaminator dał mi kilka uwag, żeby jeździć pewniej i będzie wszystko dobrze. Wypisał POZYTYWNY a ja byłam bardzo szczęśliwa. Podziękowałam i wyszłam. Dalej nie wierzyłam, że zdałam. Zadzwoniłam do mojego chłopaka i powiedziałam " no dzień dobry, proszę przywitać nowego kierowcę na drodze" zaczął mi gratulować po czym okazało się że na mnie czekał na parkingu. Byłam naprawdę szczęśliwa, że już będę miała spokój, mniej stresu, że będę mogła jeździć. I tak miesiąc czy dwa po zdaniu prawa jazdy kupiłam od mamy Pawła samochód. Jeżdżę, cały czas się uczę, na drodze bywają przeróżne sytuacje a więc trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Każdemu kto zdaje obecnie egzamin na prawo jazdy życzę powodzenia !! 💛