sobota, 12 października 2019

Zmiany, zmiany, zmiany..





Dzień dobry Kochani, przychodzę do was z postem dotyczącym czegoś co nowe w moim życiu, czegoś co mnie będzie rozwijało oraz coś z czym wiąże się cytat "rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać". Na razie skupmy się może na tym co mnie rozwinie, a więc są to studia jednolite magisterskie o kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. 

Studiuje w Państwowej wyższej szkole zawodowej im. Witelona w Legnicy.





No więc tak, jak chyba każdy pierwszoroczny student jestem dość ambitna, pragnę chłonąc tą wiedzę jak gąbka a następnie te ambicje gdzieś uciekają, już nie jest się na tyle zmotywowanym. Jak jest w moim przypadku? W sumie jak na tą chwilę to lubię te studia, wiadomo, że pojawiają się przedmioty, które nie bardzo są w moim guście ale to nie o gusta tu chodzi a o rozwijanie większej wiedzy w różnych aspektach życia. Jestem jeszcze w sumie taką młodą gąską, jeśli chodzi o studia bo nie do końca jeszcze wiem gdzie, co i po co. Pewnego dnia był dzień taki trochę poznawczy, naukowy (BHP) natomiast Rok akademicki rozpoczął się inauguracją roku akademickiego 2019/2020. Na samym początku byłam bardzo zainteresowana tym co się dzieje, lecz po niecałej godzinie zaczęłam się nudzić, cóż pomyślałam sobie, że niekulturalnie jest aby tak nagle sobie wyjść. Siedziałam, siedziałam i siedziałam. Wynudziłam się na tej inauguracji niemiłosiernie. Inauguracja się skończyła, część poszła do domu inni na swoje zajęcia a jeszcze inni na poczęstunek. Ja musiałam załatwić coś na mieście i późnym wieczorem wróciłam do domu. Pierwszy tydzień był wypełniony zajęciami, ale nie byłam z tego powodu smutna, wręcz przeciwnie.  Na każdych z tych pierwszych zajęć słuchałam wszystkiego z dużym zainteresowaniem. W dalszym ciągu jestem ucieszona z wyboru kierunku, wiem że jest to coś co mnie interesuje. Mam nadzieję że tak pozostanie.
Co do drugiej "zmiany".

Dnia 06.10.2019 zmarł mój dziadek.





 Z rana zadzwoniła do mnie zapłakana mama z informacją, że zmarł a dzień wcześniej dostałam wiadomość. że nie wiadomo czy przeżyje. Byłam załamana. Okazało się, że dziadek był bardzo schorowany, bardzo źle funkcjonowały mu już nerki, wątroba, serce. Cały czas miałam nadzieję, że rano wstanę i będzie z nim wszystko dobrze, wiedziałam że jest silny, lecz jednak nie miał już siły aby walczyć. Po prostu odszedł. Wiele ludzi nosi żal do zmarłych, twierdząc że zostali sami, że ta osoba je zostawiła. Ja jednak wiedziałam, że gdyby przeżył to później bardzo by cierpiał. Nie chciałam aby umierał, ale nie chciałam też jego cierpienia. Jak pewnie większość z was wie dziadek był i zawsze będzie dla mnie ogromnym autorytetem. Interesować was może dlaczego, dlatego że był to człowiek o bardzo dobrym sercu, taki który zawsze spieszył z pomocą, radosny pomimo, że życie go nie oszczędzało. Mimo tego, że był schorowany nigdy nie słyszałam aby narzekał na swoje życie, mając na głowie mnóstwo problemów. ZAWSZE potrafił każdego rozśmieszyć nawet wtedy gdy sam był smutny. Okazywał swoją dobroć na mnóstwo sposobów, był honorowym dawcą krwi, poświęcał się dla innych, dla rodziny. Był także bardzo pracowity, dbał o całą swoją rodzinę jak tylko potrafił. To właśnie dlatego był moim autorytetem a nawet i z wielu jeszcze rożnych powodów. Kochałam i kocham go nad życie, myślę że tak już właśnie pozostanie. Pomimo, że nie ma go teraz ze mną w normalnym świecie to wierzę, że jest ze mną cały czas duchem. I wiem że zawsze będzie. Mam ogromną nadzieję, że tam gdzie jest teraz jest mu dobrze, nie musi się niczym martwić a w szczególności nie cierpi. Na poniedziałek miałam termin do robienia tatuaży, datę urodzenia mojego siostrzeńca, napis family. Kiedy dowiedziałam się, że dziadek nie żyję stwierdziłam, że tak czy tak miałam robić tatuaż z datą jego urodzenia i śmierci, więc wszystko zrobiłam za jednym zamachem. 09.10.2019 odbył się pogrzeb. W nocy z 8 na 9 przyjechała po mnie "ciocia" z chłopakiem i moim bratem z Niemiec, w Częstochowie byliśmy dopiero na 5:00. Całą noc miałam nieprzespaną a więc nie czułam się też zbyt dobrze. Na 11:00 było wystawienie ciała, czuwanie. Oczywiście nie odpuściłabym pożegnania z dziadkiem, ostatni raz trzymając Go za rękę. Byłam przy nim cały czas, trzymałam go za rękę, głaskałam po głowie. Nastał czas gdzie trzeba było się pomodlić i zabierać ciało, na sam koniec dałam mu buziaka w czoło i pozwoliłam odejść. Po modlitwie zamknęli trumnę, przeszliśmy wszyscy do kościoła a następnie na cmentarz. I tam już chyba każdy wie jak to wyglądaStaram się być silna, pocieszam się tym, że teraz jest mu lepiej, ale w dalszym ciągu ciężko mi  w to uwierzyć.


1 komentarz:

  1. Super post!!! Chcialabym zobaczyć w twoim wykonaniu coś jak taki dziennik wspomnień licealnych, jakieś wspomnienia z tych licealnych lat które zapadły ci w pamięć <3 POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia